Gliwicki Bieg po Lotnisku
Stara prawda głosi: jeżeli nie mieszkasz w górach, to niezawsze możesz w nich być. Chyba coś w tym jest,
dlatego dziś pobiegałem w płaskich zawodach. Dlaczego zdecydowałem się na takie szaleństwo? Zapraszam.
Przygotowania do Piekła Czantorii trwają. Staram się teraz troszkę pokatować, a później ciut mniej odcierpieć
na trasie. Większość znajomych latała dziś albo w Poznaniu na maratonie, albo w Krakowie na półmaratonie.
Ja w tym roku unikam asfaltowych tłumów, więc zdecydowałem się zostać w domu i potrenować. Jakiś czas temu,
zupełnie przypadkowo, trafiłem na Gliwicki Bieg Po Lotnisku. Na lotnisku czasami biegam, mam tam rzut beretem.
Do pokonania 2 pętle, co daje nam dystans około 7km. Kolejnym plusem był fakt, że bieg jest darmowy. Zapisałem się
z myślą, że to będzie fajna okazja na mocniejszy bieg. Samemu ciężko się zmotywować podczas treningów do takiej
gonitwy. Jako, że miał to być element przygotowań, to kompletnie nie zmieniałem planów na ten tydzień i na starcie
stanąłem po 6 kolejnych dniach treningowych. Było to zaplanowane morderstwo - chciałem sprawdzić ile dam radę z
siebie wycisnąć na takim obciążeniu.
Początek biegu bardzo mocny. Spora część zawodników ruszyła w okolicy tempa 3:30 min/km. Kilkaset metrów dalej sytuacja
zaczęła jednak się stabilizować. Przed podbiegiem po błotnistej stronie lotniska zająłem miejsce za prowadzącym zawodnikiem.
Starałem się trzymać Jego tempo, a wcale nie było to takie proste. W pewnym momencie zdecydowałem się na
kompletne szaleństwo i wyprzedziłem. Prowadziłem bieg kilkaset metrów i szybko musiałem to prowadzenie oddać.
Nie byłem w stanie lecieć po te 3:45, czy nawet 3:40 min/km. Na asfaltowym lekkim zbiegu przekonałem się, że
jedyne o czym mogę dziś myśleć, to drugie miejsce. Mój przeciwnik przyspieszył, ja próbując zrobić to samo prawie umarłem.
Pierwszą pętlę kończę na drugiej pozycji i mam jakieś 100m straty. Już wtedy wiedziałem, że bedzię cholernie ciężko
podjąć walkę. Tak też się stało, bo mocno osłabłem i drugą pętlę pobiegłem ciut gorzej. Analizowałem sytuację z tyłu,
ale na całe szczęście miałem bezpieczną przewagę i do mety dotarłem na drugiej pozycji.
7km, z malutkim hakiem, pokonałem w 27min i 12sekund. Średnio po 3:49 min/km. Przed biegiem zakładałem, że pobiegnę
po 3:50. Wyszło zatem całkiem fajnie i z tego jest bardzo zadowolony. Gonienie po asfalcie to kompletnie nie
moja bajka, ale raz na jakiś czas chyba warto :)
Bardzo dziękuję i jednocześnie gratuluję organizatorom. Świetnie zorganizowany bieg, brak opłaty startowej, kameralnie i bardzo
przyjemnie. Fajnie, że mogłem z Wami spędzić to przedpołudnie. Cieszy mnie bardzo fakt, że kolejny raz wywalczyłem
miejsce na podium. Daje mi to niesamowitego kopa do dalszego, regularnego trenowania.
Za tydzień zgłoszę się z Zakopanego. Bieg na Kasprowy nadchodzi wielkimi krokami :) !
Zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku.
Zostaw mi komentarz! Będę bardzo wdzięczny ;)