Na podsumowanie całego roku jeszcze przyjdzie czas, ale dziś już jedno mogę stwierdzić - skończył się bardzo miło! Start w SpeedLeśniku miał być wisienką na torcie i to się w 100% udało. Trasa oraz atmosfera nie zawiodły i mam kolejnego pewniaka do mojego kalendarza na przyszłe lata.
Ten bieg to moja definicja biegu górskiego. To tutaj znajdziemy wszystko to, co uważam za najfajniejsze w tym sporcie. Piekło jest znane z kosmicznych przewyższeń, trudnych zbiegów i trasy, która odbiera ochotę do dalszego trenowania w górach. Mnie już dawno pochłonęło, a w tym roku przy okazji znowu bardzo dużo nauczyło. Zapraszam na mój piąty raz z Czantorią.
Ostatnim przetarciem przed finałem tegorocznego sezonu był start w Górskiej Przygodzie w Wiśle. To kolejny bieg, który był na mojej liście biegów, które chcę odwiedzić, od dobrych 2-3lat. W tym roku uznałem, że potrzebuję takiego ściganka i na start udałem się z bardzo dobrym humorem. Przygotowania były co nieco zakłócone, ale stwierdziłem, że nie może mi to przeszkodzić w dobrej zabawie.
Rajdy przygodowe to coś, o czym usłyszałem na początku swojej przygody z bieganiem. Były wtedy dla mnie jak coś kompletnie magicznego, coś nieosiągalnego. Zabawa w sport nauczyła mnie jednak, że rzeczy nieosiągalne nie istnieją, a z życia trzeba brać pełnymi garściami. Jeżeli można przy okazji ciekawie spędzić czas z przyjaciółmi, to mamy definicję prawie idealnego weekendu.
Gdy zaczynałem zabawę w sport nie miałem pojęcia dokąd mnie to zaprowadzi. Gdybym wiedział, to wiele rzeczy od samego początku zrobiłbym o wiele lepiej. Chyba każdy to kiedyś przeżył. Rozczarowanie, później wiele myśli, czas na męską decyzję i oto nadchodzi ona - dobra (miejmy nadzieję) zmiana! Czemu tegoroczny Eliminator był tak kluczowy?
Ostatnimi czasy dzieje się u mnie bardzo wiele. W życiu prywatnym nadchodzą wielkimi krokami ogromne zmiany także mam teraz sporo na głowie. Całe szczęście wszystko idzie sprawnie i udaje nam się wyrywać wolne dni na odpoczynek. Tegoroczna majówka była okupiona kilkoma ważnymi sprawami do załatwienia, ale w tak zwanym 'międzyczasie' udało się pobiegać! I to jak!
Pierwszy start w nowym sezonie okazał się bardzo trudny do ocenienia. Wiele rzeczy się udało, ale wiele można było zrobić dużo lepiej. Po tych kilkudziesięciu godzinach chłodnej analizy czuję lekki niedosyt, może uda mi się to przekuć w większe skupienie na treningach w dalszej części roku?
Już tylko godziny dzielą mnie od otwarcia sezonu 2019. W tym roku pierwszy start od razu będzie tym dość ważnym. Na samo opisanie Salamandry przyjdzie jednak jeszcze czas. Teraz chciałbym się skupić na drugiej fazie przygotowań do tego wyzwania.
Uwielbiam biegi, których nazwa wskazuje na ciężkie zawody, a później dodatkowo okazuje się, że jest po prostu idealna do panujących warunków. Dwa dni temu miałem przyjmność wystartować w tego rodzaju przygodzie i na kilka godzin przenieść się do innej krainy.
Po sobotnim szaleństwie na nartach (i nie tylko), niedzielny poranek był naprawdę ciężki. Czułem każdą część ciała i zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, że w górach czekają mnie bardzo wymagające warunki. Nie spodziewałem się jednak, że nadchodzący trening przerodzi się w próbę mojej psychiki, próbę umiejętności nawigowania we mgle, a przy okazji dostarczy mi bombowej mieszanki różnych emocji.
O skiturach marzyłem po cichu od dobrych trzech lat. Jakiś czas temu obiecałem sobie, że w tym roku na pewno spróbuję tego sportu, bo w końcu przed rokiem udało mi się ciut odkurzyć swoje narty zjazdowe. Po pierwszym wypadzie czuję ogromny niedosyt, dlatego liczę na jakąś powtórkę.
Podwójna randka z Czantorią na zakończenie sezonu staje się moją małą tradycją. Możliwość obserwowania jak rozstrzygają się losy Ligi Biegów Górskich z perspektywy zawodnika goniącego czołówkę jest silniejsza, niż potrzeba odpoczynku po Piekle Czantorii. Zapraszam na szybką notatkę z kolejnych kilku upojnych godzin spędzonych na moim ulubionym stoku.
Każdy, kto mnie zna, wie, że o tym biegu, o mojej historii na nim, o tym jak niesamowitych ludzi dzięki niemu poznałem, mógłbym mówić godzinami. To właśnie dlatego jest to mój wybór na start sezonu, dlatego ostatnie miesiące trenowałem z myślą o nim, a właściwie o niej - Czantorii. To chyba moja ulubiona góra. To tutaj pokochałem górskie bieganie, tutaj prawie straciłem życie, jednocześnie zyskując zupełnie nowe, to tutaj chcę wracać jak najczęściej!
Z Beskidzką 160 jestem silnie związany od samego początku mojej przygody z górskim bieganie. Pierwsze Piekło Czantorii na zawsze zostanie w mojej pamięci i mam nadzieję, że będę mógł tam wracać jeszcze wiele, wiele razy. Tym razem dane było mi spędzić cały weekend z tą fantastyczną ekipą w Ustroniu i wspólnie potrenować.
W mojej głowie rodzi się tyle pomysłów związanych z bieganiem, że zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym, czy kiedyś będę mógł po prostu przestać i powiedzieć sobie, że wybiegałem wszystko, co chciałem. Na razie jednak muszę trenować, a później starać się realizować swoje plany, bo tak już mam.
Medycyna zna przypadki nagłego zapomnienia jak się chodzi. Nie jestem jednak pewny czy zna przypadki, gdy dzieje się to regularnie. Czy powinienem się martwić? Na to pytanie odpowiem sobie dopiero jak mi się znowu przypomni jak się to robi, bo teraz i tak nie mam jak się udać do żadnego specjalisty.
#beskid śląski #klimczok #trzy kopce #maraton #stołów #błatnia #skrzyczne
Pomimo tego, że bardzo często jest nam dane poruszać się po Beskidzie Śląskim, a znaczna część naszych wycieczek ma miejsce w okolicy Klimczoka, Trzech Kopców i Magury, to nadal jest tam kilka ścieżek, które nie są nam znane. Co jakiś czas warto odwiedzić takie właśnie miejsca i odkryć coś nowego.
Ostatnie tygodnie to seria startów na różnych dystansach. Całe szczęście okres wakacji to więcej treningu, a mniej zawodów. Dzięki temu można wrócić do starych spraw i spróbować dokończyć te, które nadal pozostają otwarte.
Ostatnia sobota (23.06) była kolejnym bardzo ciekawym dniem w mojej biegowej przygodzie. Pierwszy raz przyszło mi walczyć jednego dnia na dwóch frontach. Jeszcze ciekawsze jest to, że rano biegałem po górach, a wieczorem pierwszy raz od bardzo dawna startowałem na asfalcie. Zapraszam do krótkiej notatki z pierwszego startu.
Już tylko kilka dni dzieli mnie od pierwszego poważnego sprawdzianu w tym roku. Ostatnie tygodnie przepracowałem raczej dość solidnie. Liczę na fajne bieganie, uśmiech na twarzy i zadowalający wynik. A co ma mi w tym pomóc? Zapraszam.
#beskid śląski #klimczok #trzy kopce #rower #beskid mały #druciak
W tym roku mamy przed sobą jeszcze kilka bardzo ambitnych planów biegowych. Nie uda się ich zrealizować bez odpowiedniego przygotowania. Wolne dni od pracy są idealną okazją do nadrobienia wszelkich zaległości. Trzecia wymagająca wycieczka w tym tygodniu za nami!
Zdobywanie Korony Beskidu Śląskiego idzie nam powoli, ale do przodu. Korzystając z kolejnego pobytu w Brennej udaliśmy się biegowo na Kotarz. Warunki może nie były idealne, ale i tak bardzo fajnie spędziliśmy czas. Zapraszam!
Sezon 2018 wchodzi w decydującą fazę. Za mną pierwszy dłuższy start w tym roku: bajeczna Salamandra Ultra Trail na dystansie 50km. Biegi organizowane przez Beskidzka 160 należą do moich ulubionych, o czym mówię/piszę głośno od dawna. Start tam, to dla mnie zawsze gwarancja niesamowitej zabawy, wielu emocji, ale także jakiejś niespodzianki na trasie. Czy tym razem było inaczej? Oczywiście, że nie. Zapraszam na relację z mojej batalii.
Sezon 2018 powoli nabiera rozpędu. Po okresie ostrego trenowania, sprawdzianów formy i innych przyjemności, czas na dania główne. Na pierwszy ogień, już za 3 tygodnie, przepiękne 50km po Beskidzie Śląskim w ramach Beskidzkiej 160.
Po kilku dniach srogich mrozów nareszcie jest nadzieja na ocieplenie. Chociaż słowo 'nareszcie' użyłem chyba z przyzwyczajenia. Jak się tak chwilę zastanowię, to całkiem lubię te mrozy. Ocieplenie oznacza nadchodzącą wielkimi krokami wiosnę. Planuję wtedy być już w jakiejś formie. Z tej okazji trzeba było zrobić kolejny sprawdzian. Nie widziałem lepszej opcji jak ściaganie się ze Szczyrku na Klimczok. Zapraszam :) !